Dzięki sponsorom podopieczni Fundacji Droga wzięli udział
w pięciodniowym obozie w Lubaniu koło Kościerzyny.
25 osobowa grupa wyjechała w niedzielę rano 1 sierpnia 2010r.
Emocjom nie było końca , ponieważ wszyscy wiedzieli, że czeka nas kilka bardzo aktywnie spędzonych dni.
Miejsce, do którego dojechaliśmy przerosło nasze wyobrażenia: olbrzymie rancho , wszędzie biegały piękne konie, nieopodal pasło się stado owiec.
Dla mieszczuchów to niecodzienny widok.
Kolejnym zaskoczeniem były olbrzymie beczki, w których zostaliśmy zakwaterowani.
Niestety, nasze sypialne beczki musieliśmy czasami dzielić z niezbyt przyjaznymi stworzonkami, którym w niesmak było nowe towarzystwo mieszczuchów .
Pajączki i muszki dzielnie walczyły o swoje terytorium.
Ledwie udało nam się znaleźć swoje beczki, a tu jak z pod ziemi wyrósł mężczyzna.
Jak się okazało był to nasz opiekun i instruktor.
Pan Łukasz rozpoczął spotkanie od wydania komendy: „w dwu szeregu zbiórka”
Pan Łukasz rozpoczął spotkanie od wydania komendy: „w dwu szeregu zbiórka”
„podział na grupy”
Zebraliśmy się na wielkiej polanie.
Tu Pan Łukasz opowiedział nam historię o spadających planetach.
Potem rzucił nam olbrzymią ciężką piłkę, która symbolizowała
planetę. Mieliśmy uratować ziemię przed zgubnym końcem
– roztrzaskaniem jej o ziemię.
Piłka – planeta była olbrzymia i ciężka. Nie było łatwo utrzymać jej
w powietrzu. Później były jeszcze gry i zabawy.
Mieliśmy okazję lepiej poznać.
Rozpoczął się nasz pobyt w Akademii Przygoda.
w powietrzu. Później były jeszcze gry i zabawy.
Mieliśmy okazję lepiej poznać.
Rozpoczął się nasz pobyt w Akademii Przygoda.
Dzień 2
Drugi dzień rozpoczął się wcześnie rano po porannej toalecie.
Podczas śniadania poznaliśmy drugiego instruktora - Pana Adriana. Jego zadaniem było
wprowadzenie nas w tajniki jazdy konnej i inne niespodzianki.
Podczas śniadania poznaliśmy drugiego instruktora - Pana Adriana. Jego zadaniem było
wprowadzenie nas w tajniki jazdy konnej i inne niespodzianki.
Nie wiedzieliśmy co nas czeka jak p. Łukasz zapowiedział, że będą niespodzianki,
Weszliśmy pomiędzy plątaninę lin , siatek, rur, po których
musieliśmy się wspinać żeby przedostać na drugą stronę
„ rwącej rzeki”. Nie było łatwo.
To było naprawdę bardzo trudne zadanie, ale oczywiście wszyscy dali radę nawet ci najmłodsi.
Po obiedzie czekała na nas kolejna niespodzianka.
Pan Adrian zaprowadził nas do stajni gdzie każdy mógł sobie wybrać konia, którym miał się opiekować do końca pobytu.
Pan Adrian zaprowadził nas do stajni gdzie każdy mógł sobie wybrać konia, którym miał się opiekować do końca pobytu.
Po kolacji czekała nas chwila relaksu. Pan Adrian pokazał nam jak dosiadać konia, jak należy na nim jeździć , jak go prowadzić aby nas słuchał.
Dzień 3
Kolejny dzień i kolejna niespodzianka.
Zaraz po śniadaniu udaliśmy się do parku linowego aby pokonać kolejny tor przeszkód.
Ponieważ mieliśmy już za sobą jedną próbę wiedzieliśmy, że należy współpracować aby odnieść sukces.
Wszystkie zadania wykonaliśmy bez zastrzeżeń.
Na obiad poszliśmy bardzo zmęczeni. Decyzja
o godzinnej ciszy poobiedniej została przyjęta z entuzjazmem. .Perspektywa kolejnej lekcji jazdy konnej była silniejsza niż zmęczenie. Godzinna przerwa trwała 20 min.
Pan Adrian zaprowadził wszystkich na wybieg dla koni.
Dalej zaprzyjaźnialiśmy się z naszymi podopiecznymi.
Czas leciał tak szybko, że przeoczylibyśmy kolację.
Po kolacji była miła niespodzianka. P. Adrian już sam nie dosiadał koni. Mieliśmy sami spróbować dosiąść konia


To dopiero było wyzwanie . Nie wszyscy mieli od razu odwagę dosiąść swoich podopiecznych ale wszyscy z zaciekawieniem słuchali instruktora , który dokładnie tłumaczył jak postępować.
Dzień 4
Poranna pobudka wyrwała wszystkich ze snu. Ociąganie pokazywało tylko jak byliśmy zmęczeni. Na śniadanie większość poszła w pidżamach . Z półsnu wrzaskiem wybudził wszystkich p. Łukasz . Poczuliśmy się jak w wojsku. Niektórzy mieli wielkie przerażone oczy nie wiedząc co się dzieje. Był to tylko wstęp do tego co nas tego dnia czekało.
Na początku p. Łukasz opowiedział nam historię o wiosce, która znajduje się na samym szczycie skalistych gór. Wioskę zaatakowali złoczyńcy. Uciekając podpalili dom. Naszym zadaniem było wyruszyć im na ratunek
Aby dotrzeć do wioski na szczyt góry musieliśmy pokonać wiele przeszkód.
P. Łukasz cały czas wydawał „wojskowe komendy”.
Jeżeli nawet przeszkoda była bardzo trudna do pokonania to współzawodnictwo pozwalało pokonać wszystkie trudności.
Udało nam się dotrzeć na miejsce.
Po obiedzie odpoczynek w ciszy trwał już godzinę . Wiele z nas zasnęło.
Wypoczęci poszliśmy na spotkanie z naszymi podopiecznymi do stajni . Tam czekał na nas Pan Łukasz z kolejną niespodzianką: olbrzymim olbrzymi pontonem i nowym zadaniem.
Każdy z nas ubrał na siebie kamizelkę ratunkową.
Przenieśliśmy ponton nad brzeg jeziora.
Po „zaokrętowaniu ”współpracując przepłynęliśmy na drugą stronę jeziora.
=============
Chwila odpoczynku szybkie pranie
i powrót na rancho.
Kolacja była w tym dniu wybawieniem byliśmy wszyscy bardzo głodni i zmęczeni. Marzyliśmy już tylko o łóżku.
Już myśleliśmy że to koniec na dzisiaj atrakcji gdy do stajni
w której spaliśmy wpadł p. Łukasz kazał nam się w biegu ubierać i wychodzić - tak zaczęły się nocne podchody.
Przeprawialiśmy się przez kujące krzaki, brodziliśmy
w bagnach, wspinaliśmy się po kamienistym zboczu, zaliczając kolejno zadanie po zadaniu.
Do naszych łóżek wróciliśmy wykończeni.

Dzień 5
Po śniadaniu wyruszyliśmy na przejażdżkę bryczką .
Dzięki uprzejmości jednego z miejscowych gospodarzy mieliśmy możliwość zwiedzenia gospodarstwa.
Wiązaliśmy snopki, karmiliśmy zwierzaki, wyprowadzaliśmy bydło na pastwisko.
Wiązaliśmy snopki, karmiliśmy zwierzaki, wyprowadzaliśmy bydło na pastwisko.
Po kolacji poszliśmy znowu na pastwisko, jakie było nasze zdziwienie gdy zamiast koni znaleźliśmy tam uprzęże do zjazdów . Już wiedzieliśmy że czeka nas kolejne zadanie. Tym razem było to 15 m drzewo na które trzeba było tylko wejść i skoczyć w dół. PROSTE – akurat to zadanie okazało się chyba najtrudniejsze . Drzewo stało na wzniesieniu wiec wrażenie po wejściu na szczyt było przerażające , ale droga z góry była tylko jedna SKOK w dół .
Podczas naszego pięciodniowego pobytu nauczyliśmy się jak współpracować w grupie, jak korzystne może być pomaganie sobie nawzajem, przekonaliśmy się, że chociaż każdy z nas jest inny to, wspólnie możemy zrobić dużo więcej.
Patrycja pomaga Mateuszowi przezwyciężyć strach przed końmi .
Paulina nagle znalazła się w kałuży. Na ratunek przybiegli jej Marcin i Ada.
Ada przez swoją nieuwagę wpadła do wody, wszyscy bez zastanowienia ruszyli jej z pomocą.
Wspaniała praca, wspaniały bloger , widać jak wiele pracy wkładacie dla dzieci, rewelacja, moja sugestia to umieśćcie numer waszego konta aby nie skakać na inne strony, zamieszczajcie konto na każdej waszej witrynie, pozdrawiam Iwona
OdpowiedzUsuńFajne wakacje dla maluchów zorganizowaliście, szacuneczek
OdpowiedzUsuń